Riverside – Out of myself

_DSC0003-003

Wreszcie dorwałem ten album na jakimś nośniku. Trwało to mega długo, ale trzeba było uzupełnić kolekcję. Dzięki podpowiedziom Macieja o zniżkach w empiku w końcu go umieściłem na półeczce przed innymi Riversajdami.

Album, który sporo namieszał w moim życiu. Jakoś od tego się zaczęło poszukiwanie wszystkich Porcupineów, Anathem i ogólnie tego podobnych płyt. Wtedy też wróciłem do Floydowych albumów. Out of Myself był takim haczykiem, który pociągnął za sobą sporo kolejnych płyt. Kojarzy mi się z moją dobrą kumpelą Kasią G. z czasów studenckich. Pamiętam, że podzieliłem się z nią tym albumem i chyba jej się spodobał. Jeśli dobrze pamiętam to słuchaliśmy tego przygotowując się do egzaminów. Wymiana inspirujących melodii pojawiała się za pomocą zapomnianego już przez mnie komunikatora gg. Mam wrażenie, że ten egzamin to była filozofia. Nie mam pojęcia jak ja to zdałem. Ale zakuwałem ostro. Niestety sprawdziła się regułą 3xZ. Na czwarte Z też był potem czas. W końcu trzeba jakoś odreagować. Kawałek In two minds towarzyszył mi non-stop. Katarzyna to była super kumpela, szkoda, że teraz przebywa tak daleko. Miło byłoby się spotkać powspominać. Ostatnio widziałem ją na jej weselu. To już będzie 4 lata. Frazes, że czas szybko leci znowu się sprawdza.

_DSC0006-002

Już otwierający The same River pokazuje wielki talent tych muzyków. Wszystko jest na luzie, nikt się nigdzie nie śpieszy. Zdaję sobie sprawę, że chłopaki poszły naprzód, że nowy materiał jest lepiej wyprodukowany, jest postęp w tekstach,kompozycjach. Jednak to ten album zawiera takie perełki jak tytułowe Out of Myself. Zaraz po tym przepięknie smutny I Believe. Ogromnie smutny tekst, zwłaszcza końcówka. Obydwa Reality Dream są utworami do których potrzebuje nastroju. Bywa, że są takie dni, że ni da rady tego słuchać. Dziś jednak działają jak antidotum na frustrację. Bardzo ładnie słychać, tę walkę klawiszy z gitarami. Zresztą, ciężko opowiada się o takiej muzyce, brak tu jakichś reguł, wszystko jest dzikie, wydaje się nie kontrolowane. Jednak cała ta przestrzeń, cały ten harmider to po prostu jest talent tych muzyków. Pomyśleć, że wcześniej grali death metal. Ta płyta, ten zespół okazał się nową drogą, która potem potoczyła ich ku wielkiej karierze. Piękna jest solówka w 4tej minucie pierwszego z tych utworów. Ciekawy motyw z tym budzikiem, dobrze, że zadzwonił, bo ten sen nagle zaczął być koszmarem. W Loose Heart słychać jaki talent ma Duda do wymyślania linii melodycznych wokalu. Wszystko pięknie tu współbrzmi, no i znowu te solówki. Na moim pierwszym koncercie przeszła mi przez głowę myśl,że Piotr Grudziński podpisał kontrakt z diabłem. Brzmi przecież momentami jak Gilmour. No, a pod koniec ten przeszywający wrzask Dudy. Mógłby częściej przechodzić do takiej ekspresji. The Curtain Falls brzmi w pierwszej połowie bardzo jazzowo. Potem znowu wracamy do nieprzewidywalnych dźwięków tworzących sensowną całość. Zastanawiam się czasem jak można odegrać taki długi skomplikowany utwór na koncercie. To przecież trwa 8 minut. Zawsze się śmiejemy z Pawłem, że na koncercie Riverside wystarczy zagrać 4 utwory i można kończyć. Nie wiem co jest tym tykającym dźwiękiem w ostatnim na płycie OK, ale zawsze kojarzy mi się z zegarem. Kończący utwór jest bardzo smutny. Pogodzenie się ze smutkiem, bólem, że tak już będzie i nic tego nie zmieni. Ciężko to nam czasem przychodzi. Jednak to chyba nie grzech czasem się posmucić. No, ale nie można przecież dopuścić do bycia jak to śpiewają Lao Che „nałogowym melancholkiem”. Dlatego właśnie ten album nie pasuje zawsze i wszędzie.

_DSC0007-001

Ładna ta książeczka i okładka. Pasuje zresztą do całego tryptyku albumów. Zresztą dla mnie jest ogromnym zaskoczeniem, że Travis Smith, który pracuje takimi legendami jak Devin Townsend, Opeth czy choćby Katatonia, pracuje z Polakami. Teraz to ma oczywiście sens bo to jest już muzyka znana na całym świecie. No,ale należy pamiętać, że moja płyta to reedycja. Oryginalnie płyta miała inna okładkę. Szczerze mówiąc ta z reedycji jest ładniejsza, ale tamta oryginalna zapadła mi bardziej w pamięci. Szkoda, że nie kupiłem tego albumu wtedy. Jedyne co zostało z tamtej okładki do dziś do czcionka RIVERSIDE.

_DSC0005-002

To chyba tyle. W końcu mam całą dyskografię i bardzo mnie to cieszy. Aha i jeszcze coś. Gitarzysta Riverside jest ogromnie podobny z wyglądu do mojego wykładowcy z UMK w Toruniu. Po prostu dwie krople wody.

3 Komentarze Dodaj własny

  1. rellih pisze:

    Jest mi cholernie wstyd ale… nigdy nie słyszałem brzmienia Tego zespołu !!!. Dlaczego Takiej muzy nie puszcza się w eterze !!! Najwyższy już czas otworzyć swoją, prywatną stację muzyczną aby normalni ludzie przestali słuchać prymitywnych taktów, przy jeszcze bardziej idiotycznych tekstach.
    P.S. Największym jednak ciosem jednak było dla mnie to, że ten zespół pochodzi z POLSKI. Brawo. Chcę tę płytę i koniec !!!

    1. tomilol pisze:

      wszystkie płyty Riverside, a jest ich już sporo są warte sprawdzenia.. polecam

  2. Webbie pisze:

    Debiut to chyba najlepszy krążek poza najnowszym wydawnictwem (które mnie wręcz powaliło na kolana!). No i to nasz najlepszy „towar” eksportowy na świat.

Dodaj odpowiedź do tomilol Anuluj pisanie odpowiedzi